Forum Azuria Strona Główna Azuria
"Żadna mechanika nie zastąpi zdrowego rozsądku"
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Fabuła i Postacie
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Azuria Strona Główna -> Sesje / Kampania Rycerska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
slipu




Dołączył: 20 Paź 2008
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 21:52, 06 Lut 2014    Temat postu: Fabuła i Postacie

[Edit: Mariusz] [link widoczny dla zalogowanych][/Edit]

Europa, A.D. 1296 - rozkwit średniowiecza.
Oczywiście będą obecne elementy kanonicznie przynależne temu co się nam z epoką kojarzy (choć nie zawsze właściwie) czyli rycerze, zamki, gonitwy w szrankach, krucjaty, cechy rzemieślnicze, kościoły, zakony rycerskie etc. etc.
Ale to oczywiście nie wszystko - w odróżnieniu od rzeczywistości średniowiecza, w świecie gry po lasach naprawdę harcują wróżki, piękne syreny wabią nieostrożnych żeglarzy w głębiny, pod lasem mieszka wiedźma która za garść srebra skłoni ku tobie wyśnioną pannę a bezbożni Saraceni przyzywają piekielne demony przeciw walczącym za świętą sprawę krzyżowcom.
Oczywiście nie będziemy się w tej kampanii trzymać realiów średniowiecza z przesadną dokładnością - często mogą się pojawiać elementy niezgodne z chronologią, byle pasowały. Wink
W tej Europie, w północnej Anglii, stoi zamek Morbray, w którym rządzi Hugo baron Morbray. Spędziliście w jego domu ostatnie lata, służąc jako giermkowie i ucząc się szlachetnego, rycerskiego rzemiosła. Nadchodzą Zielone Świątki, tradycyjna okazja przy której pasuje się giermków na rycerzy i właśnie wtedy macie dostąpić tego zaszczytu.
Co nastąpi dalej, wie tylko Najwyższy...

//Edit (Mariusz): Pozwoliłem sobie tu ciepnąć koszty expa za umiejętności.
6-9: 5PD
10: 10PD
11: 15PD
12: 20PD
13: 25PD
14: 30PD
15: 35PD
16: 40PD
17: 45PD
18: 50PD
19: 60PD
20: 70PD

Ceny Cech Głównych x2.
Ceny Zalet: 20PD
(Bartek: jeśli coś pokrzaczyłem to popraw)[/url]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Unas
Something Rotten



Dołączył: 28 Lut 2008
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Tiffauges

PostWysłany: Czw 22:16, 06 Lut 2014    Temat postu: Leopold von Entenbach

Leopold von Entenbach
(24.06.2016)



Koń, Hofbräu:



Leopold von Entenbach urodził się w bardzo zamożnej bawarskiej rodzinie von Entenbachów. Jego ojciec, Wolfgang von Entenbach posiadał ogromne połacie żyznej ziemi pod Monachium i był prawdziwym feudalnym władcą. Leopold miał też dwóch starszych braci, Steffena i Reinharda, oraz młodszą siostrę Brunhildę.

Już od najmłodszych lat z małym Leo były problemy. Uczył się bardzo powoli i niechętnie, a nawet jak czasem chciał to szło mu jeszcze gorzej. W dodatku niespokojny duch i brak opamiętania powodował liczne stłuczenia, złamania i inne przygody. Buszowanie po dachu stodoły zakończone majestatycznym spadkiem, nie na siano. Prowokowanie byka, duszenie kur, skoki przez ognisko, skok z wodospadu (zakończony wybiciem wszystkich mleczaków).
Zresztą, z tych wszystkich przykrych wydarzeń młody Leo jakoby nie wyciągał żadnych wniosków, a cyrulicy ojca mieli stale pełne ręce roboty.

Gdy Leo dorósł do wieku gimnazjalnego było tylko gorzej. Szybko okazało się, że chłopak się rozrasta, w tym wyprzedzał swych rówieśników, a na rękę kładł nawet dzieci chłopów. Po ojcu odziedziczył też szlachetne rysy twarzy, która później miała zaskarbiać mu zgubnej przychylności płci przeciwnej. Jednak wszystkich mu równych wiekiem, zarówno dzieci błękitnej krwi, jak i chłopów, prześcigał w brawurze, głupocie oraz ogólnie pojętym pieniactwie.

Stary Wolfgang długo nie potrafił poddać się w edukowaniu syna. Leo był cały czas jego okiem w głowie. Marnotrawiono fortune na najlepsze chrześcijańskie gimnazja. Płacono niemałe kary za jego kolejne ekscesy.
Zaczeły się pojawiać bękarty po wioskach, Ojciec dalej łożył kase. Gdy dwóch jego braci bogato się ożeniło, powielając fortunę ojca, Leo właśnie wylatywał ze szkoły Urszulanek za bałamucenie zakonnic i przyszłych zakonnic (a konkretnie za naruszenie własności Biskupa, który bardzo nie lubił sie dzielić).
Ojciec zapłacił.

W końcu widząc, że Leo w nauce, polityce ani w kościele daleko nie zajdzie, próbował go bardzo młodo ożenić. Młody, niefortunnie przyłapany w łożnicy z matką swojej przyszłej żony omal nie wywołał wojny między rodami. Po tym kosztownym incydencie orazy gdy Bawaria powoli zaczeła nazwisko von Entenbachów kojarzyć z hulackimi wyczynami młodego dziedzica, Ojciec skapitulował. Poprosił przyjaciela, barona Morbray żeby ten wziął go na giermka i życia nauczył. Jeśli nie polityka, gospodarka i kościół, to może chociaż chwała na polu bitwy...

Leopoldem rządzą trzy słabości:
Kobiety, piwo i parcie na sławę.

Wady i zalety:

Pijak
Niepiśmienny
Parcie na sławę

Przystojny x2
Łeb z żelaza
Twardziel 1

Cecha/Umiejętność Wartość

Siła 15
Sprawnosć 12
Odporność 13
Wytrzymałość 12
Rozum 8
Siła Woli 8
Zmysły 10
Szczęście 12

stres +2
odwaga +4


Walka:

walka wręcz 11
broń biała 8
broń ciężka 13
broń drzewcowa 10

tarcza 12
parowanie 13
unik 8

Skille:

jazda konna 14
dworność 9
charyzma 10
polityka 8
wojaczka 10
sztuka 7

Techniki:
Obalenie
Silny cios
Niezłomny
Walka z ciżbą
Rozłupanie pancerza
Fechtmistrz
Drugi Atak
Szybki Atak
Münchner Fechtschule
Taranowanie
Szybki zwrot

Log:
2018-04-09:
Jazda Konna -> 14
Pozostałe PD: 5
Nowy przedmiot: Topór +1


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Unas dnia Pon 14:14, 09 Kwi 2018, w całości zmieniany 27 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek
Różowy Jednorożec



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 23:55, 06 Lut 2014    Temat postu:

Gregory z Greyhaven



Herb


Gryf



Gregory od dzieciństwa nie cierpiał zamglonego, wilgotnego i przesiąkniętego wonią ryb Greyhaven. Gdy tylko znalazł ku temu sposobność starał się podróżować w bardziej kolorowe rejony Anglii, które dawały więcej opcji różnorodnej rozrywki. Kocha wino, kobiety, sztukę, ale i chętnie da komuś w mordę w knajpie. Lubi kiedy jego życie jest kolorowe. Ojciec stracił w końcu cierpliwość do niefrasobliwego syna, który cały czas poświęcał na rozrywkę i nijak kwapił się, by zająć się sprawami poważnymi. Tak Gregory stał się giermkiem sir Hugona.

Cechy Główne:
Siła: 12
Sprawność: 14
Odporność: 12
Wytrzymałość: 12
Rozum: 10
Siła Woli: 11
Zmysły: 11
Szczęście: 12


Walka:
WW 9
B. Biała 13
B Drzew. 14

Tarcza 14
Parowanie 10


Umiejętności:
Dworność: 12
Jazda Konna 15 Exclamation
Wojaczka 11
Polityka 9
Charyzma 10
Gospodarzenie 7


Wady:
Odp. na Ból -1
Odp. na Stres -1


Zalety:
Wdały x3


Techniki:
Finta
Silny cios
Natarcie
Dobijanie leżącego

Drugi oddech

Sprężynka
Odejście
Pod Egidą
Powstrzymanie

Koń
Szybki Nawrót
Szarża

Gryf
Rączość 11
Siła 12
Kondycja 10
Ułożenie 13
Zwinność 10

Ostatni rozwój po sesji 21.04.2020. (Rąbanka przy moście)
PD: 0

Exclamation = ostatnio rozwinięte


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Wto 13:09, 21 Kwi 2020, w całości zmieniany 37 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mariusz
Defragmentator



Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 960
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Cloudy Sky

PostWysłany: Pią 1:08, 07 Lut 2014    Temat postu:

Sean MacKay herbu Odyniec (srebrny dzik na błękitnym tle)



Godło klanu MacKay:-)
[link widoczny dla zalogowanych]

Zrodzon w majątku ziemskim Attenbury, położonym o dzień drogi od miasta Dundee. Mając sześciu braci i pięć sióstr - i będąc najmłodszym, jeśli wyłączyć małego Willy'ego i Bettany - przyszłość rysowała się przed nim cokolwiek niepewna.

Ojciec, i głowa rodu imieniem Bernard, był człowiekiem zimnym i trudnym w obyciu, a ponad wszystko nie znoszącym sprzeciwu. Jednocześnie ceniącym roztropność i odwagę do tego stopnia, że nawet niesubordynację, ale w słusznej sprawie, gotów był nawet nagrodzić. Rodzic ów nigdy w do końca nie uwierzył w pokój między Szkocją a Anglią, tak więc synów swych sumiennie szkolił na wojów, bata przy tym nie żałując. Mimo to był to dobry dom, pełen śmiechu i wzajemnej troski, a dni - choć w skromnym obejściu i bez luksusów - mijały szczęśliwie.

Decyzja o wyjeździe zapadła nagle. W drogę wyruszyli tylko Sean i zaufany człowiek ojca - Otton, a młodzieńca pozostawiono bez jakichkolwiek wyjaśnień. Trudno było się nie zorientować, że sytuacja jest poważna, skoro kazano mu zabrać wszystkie swoje rzeczy, łącznie ze zbroją i bronią czekającymi na pierwszy jego wąs.

Rąbka tajenicy uchylił w drodze Otton mówiąc, że jedziemy do jakiegoś angielskiego zamku na południu, w którym młodzian odbierze nauki, a w konsekwencji zyska tytuł rycerski. Przez lata spekulacji się namnożyło: może ojciec uznał, że przyda mu się szpieg w szeregach wroga? Może oddawał go jako zakładnika? A może planował go wżenić gdzieś na angielskiej ziemi, by zwiększyć rodowy majątek? Nie wiadomo.

Wiadomo za to, że pierwsze miesiące były trudne. Sean czuł się porzucony i zdradzony, a proces aklimatyzacji trwał długo i kosztował wiele połamanych witek na jego grzbiecie. Wszystko się zmieniło gdy poznał Izabelę, stworzenie tak piękne, że niechybnie Bóg musiał ją lepić z innej niż pozostałych gliny. Istne połączenie sprzeczności; łagodności, ale i stanowczości. Spokoju, ale i determinacji. Dziewiczej nieśmiałości, ale i okazjonalnej krnąbrności. Sean jedynie z rzadka mógł cieszyć oczy i serce widokiem czy obecnością Izabeli, gdyż córka barona Hugo nie często wizytowała te same przestrzenie co giermkowie czy panowie rycerze.

Sean nie był głupi i szybko zauważył, że marzenia jego nigdy ponad sferę pragnień wyjść, nie wyjdą. Ale nic nie mógł poradzić na to, że przy niej zachowywał się głupio - i w dodatku rzadko tego żałował, bo też i często wywoływało to uśmiech na jej twarzy. Głupota ta jednak, bywało, i tęgo bolała. Jak wtedy, gdy podczas organizowanych w gronie giermków małych zawodów, zadeklarował, że będzie się bił ku chwale i sławie Izabeli (parodiując przy tym zachowanie rycerzy podczas prawdziwych turniejów rycerskich)... po czym wylosował na przeciwnika Leopolda - na germańskiej ziemi hodowane monstrum nie znające umiaru w żadnym z siedmiu grzechów głównych. A skoro słowo się rzekło, mus było dać z siebie wszystko; wtedy to sparingowa potyczka na punkty nie omal przeobraziła się w walkę na śmierć i życie przy użyciu drewnianych atrap broni, które już po drugim związaniu poszły w drzazgi, łamiąc się w groźne szpikulce.

Po tym incydencie Izabeli zabroniono wizytować nasze treningi, a ja musiałem przeprosić Leopolda za swoje karygodne zachowanie... W odpowiedzi na co ów roześmiał się w głos, klepnął Seana w plecy i próbował natychmiast upić go do nieprzytomności "na zgodę".

---------------------------

[link widoczny dla zalogowanych]

---------------------------

Staty

Siła: 12
Sprawność: 12
Odporność: 12
Wytrzymałość: 11
Rozum: 12
Siła Woli: 12
Zmysły: 10
Szczęście: 12

Dworność: 14
Charyzma 14
JK 12
Medycyna 8
Polityka 9
Wojaczka 12 (!)
Sztuka 8


Broń Biała 14
Broń Drzewcowa 11
Unik 10
Parowanie 14

Przywary
- Pobożny
- Honorowy
- Dama serca

Zalety
- Łaska boska

Techniki
- Dobijanie Leżącego (dmg +50%)
- Drugi Atak
- Fechmistrz
- Natarcie (A +1)
- Pchnięcie w szczelinę (oprócz bonusu do dmg za trafienie + 2x ten bonus za trafienie [nie więcej niż abs zbroi przeciwnika)
- Powstrzymanie (wszystkie O: +1)
- Sieczka
- Silny Cios
- Walka z Ciżbą (kara za walkę z wieloma: -1 za drugiego i kolejnego)
- Wyzwanie

- Okrzyk Bojowy (!)
- Potępieńcze Wycie
- Szyk Bojowy (!)

- Szarża konna


Aktualizacja: 21.04.2020r. (po Zajazd na zajazd)
Stan PD: 5




_________________________________________________




sir Charles Beaumont

Czwarty syn barona Beumont. Obecnie na słuzbie u Czarnego Bękarta, czasowo oddelegowany do barona Morbraya.

Staty

Siła 12
Sprawność 12
Odporność 9
Wytrzymałość 10
Rozum 12
Siła woli 11
Zmysły 13
Szczęście 12


Charyzma 12
Dworność 11
Jazda konna 13
Łowy 12
Polityka 10
Spryt 13 (!)
Sztuka 7
Wojaczka 9
Znajomość świata 8

WW 12
Broń drzewcowa 13
Unik 13 (!)

Techniki
- Dobijanie leżącego
- Fortel (Spryt vs Wojaczka; połowa zapasu (~w dół) bonusem do A)
- Natarcie
- Naskok
- Praca nóg
- Przerzut

Przywary
- przesądny
- pobożny
- sodomita

Zalety
- Godny zaufania
- Dobrze urodzony
- Mocna głowa
- Znajomości



Aktualizacja: 26.04.2020r. (po Zajazd na zajazd)
Stan PD: 10

Spryt +1
Unik +1


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mariusz dnia Nie 14:58, 26 Kwi 2020, w całości zmieniany 51 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
slipu




Dołączył: 20 Paź 2008
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 13:52, 08 Lut 2014    Temat postu:


Morbray

Mapa


W tym zamku mieszka baron Hugo z małżonką Edwiną i pięciorgiem dzieci:
Izabelą, Teresą (córki z poprzedniego małżeństwa) oraz Martą, Egbertem i Henrykiem, których matką jest obecna baronowa Morbray. Synowie są ledwie pacholętami - mają sześć i trzy lata, gdyż długo Bóg odmawiał dziedzica panu baronowi. Ale kiedy feudał doczekał się w końcu męskich potomków, chłopcy stali się jego oczkiem w głowie - biada temu, kto narazi ich na szwank.
Oprócz rodziny barona, jego domownikami jesteście wy, dziewięciu rycerzy, trzech młodszych giermków, oraz około dwustu głów służby - w tym pięćdziesięciu zbrojnych. Jeden z rycerzy to sir Arthur Fitzmorbray - bękart barona, którego sir Hugo uznał 10 lat temu, nie mogąc się doczekać syna z prawego łoża.
U stóp wzgórza, na którym stoi warownia leży podzamcze, składające się z kilkunastu domostw. Zamieszkują tam służący, którzy muszą swe powinności spełniać poza zamkiem. W bezpośrednim sąsiedztwie leżą pola i pastwiska, zaspokajające potrzeby zamku, jego mieszkańców i inwentarza.
Okoliczne ziemie są żyzne, lasy pełne zwierza, a najbliższymi sąsiadami są lennicy barona - kilkunastu rycerzy władających nadanymi im przez seniora wioskami. Odwiedzają oni zamek Morbray dość często, kiedy muszą uiścić swe powinności lub kiedy potrzebują pomocy pana w rozsądzeniu sporu.

Herb Morbrayów - srebrny lew wspięty w polu czerwonym


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez slipu dnia Wto 11:58, 06 Mar 2018, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Unas
Something Rotten



Dołączył: 28 Lut 2008
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Tiffauges

PostWysłany: Sob 21:41, 08 Lut 2014    Temat postu:

Podejście 1.
Giermki, friends for life Very Happy
Pewnie tomkowi nie przypasuje, ale Leopold w każdym razie jest docelowy.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Unas dnia Sob 23:47, 08 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mariusz
Defragmentator



Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 960
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Cloudy Sky

PostWysłany: Sob 22:29, 08 Lut 2014    Temat postu:

Mhm. A że moja postać to niby gdzie jest? Zdjęcie robi?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Unas
Something Rotten



Dołączył: 28 Lut 2008
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Tiffauges

PostWysłany: Sob 23:48, 08 Lut 2014    Temat postu:

Dobra, ale to już było na mega szybko. Mam nadzieje że nie wydajesz sie za bardzo doklejony Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
slipu




Dołączył: 20 Paź 2008
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 23:50, 08 Lut 2014    Temat postu:

O tym, że jesteście bandą wariatów to wiem od dawna. Ale czemu nosicie habity? Mnisi? Nie ma sprawy... tylko słowo a zostaniecie wymniszeni Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mariusz
Defragmentator



Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 960
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Cloudy Sky

PostWysłany: Nie 8:08, 09 Lut 2014    Temat postu:

Alek: Tak lepiej;P

Bartek: Nie widać dołu, wiec to nie musi być habit:-) Górna część to może być kaptur (taki zakładany przez głowę, z zajebistym jęzorem po pas na czubku głowy:-) Ewka ma coś podobnego do stroju. A pod kapturem: długa po biodro koszula zebrana cienkim paskiem:-)

Ale i tak ważne, że ogólny koncept się zgadza, bo Sean będzie się nosił bardziej w szkockich barwach:-)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
slipu




Dołączył: 20 Paź 2008
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 15:26, 10 Lut 2014    Temat postu:

Rozdział pierwszy
w którym bohaterowie zostają rycerzami i wykonują zadanie dyplomatyczne w służbie barona Morbray.


Dzieje trzech młodych szlachciców zaczynamy śledzić w momencie szczególnym dla nich - tuż przed ceremonią pasowania ich na rycerzy. Oczyszczeni na ciele i duchu, giermkowie (jeszcze przez chwilę) pod okiem mieszkańców Morbray uczestniczą w rytuale, za zakończenie którego słyszą uroczyste "klękliście jako giermkowie, powstańcie jako rycerze". Po tym całe towarzystwo wiwatując głośno, poklepując młodzieńców po plecach i ciesząc się wraz z nimi, prowadzi świeżo pasowanych rycerzy na ucztę.
Ta jest szczególnie wystawna - po pierwsze ze względu na dzień Zesłania Ducha Świętego, po wtóre - z powodu wstąpienia w szeregi stanu rycerskiego trzech nowych mężów. Jako bohaterowie dzisiejszego dnia, Leopold von Entenbach, Gregory z Greyhaven i Sean McKay, siedzą u samego szczytu stołu, u boku barona Morbray i jego małżonki. Ucztę przerywa w pewnym momencie wdarcie się do hali zamkowej rannego, ryczącego niedżwiedzia... ach, nie - to Entenbach próbuje śpiewać jakieś bawarskie pieśni... Na szczęście udanie - przy użyciu kilku dzbanów z winem - pacyfikuje go McKay, czym zaskarbia sobie wdzięczność Izabeli, przerażonej germańskim ryczywołem. Ryczywół, jak się zdaje, przeciw procesowi pacyfikacji nie ma zastrzeżeń.
W trakcie wieczerzy baron Hugon porusza w rozmowie z naszymi bohaterami temat ich przyszłości - nie bez racji wskazując, że nie mając ziemi trudno im będzie znaleźć sposób utrzymania. Przekonani jego argumentacją młodzi rycerze zgadzają się pozostać w jego służbie, zwłaszcza, że poznali już pana na Morbray jako człeka roztropnego i sprawiedliwego.
Podekscytowani dzisiejszymi wydarzeniami trzej młodzieńcy postanawiają ukoronować wieczór zaspokojeniem swoich męskich potrzeb. Nawet McKay, zwykle stroniący od rozpusty, daje się namówić, zapewne pod wpływem rojeń, które w jego głowie (a raczej lędźwiach) wywołał bliski kontakt z Izabelą podczas uczty. Ponieważ wizyta u miejscowych, utrzymywanych przez barona nierządnic (Cycatej Becky, Rudej Maggie i Chudej Doris) nie wydaje im się odpowiednio wyjątkowa, młodzieńcy mają inny plan. Zamierzają odwiedzić trzy niezamężne praczki na podzamczu, które niezbyt pilnie przestrzegają szóstego przykazania. Na takie rozwiązanie nalega zwłaszcza Greyhaven, gdyż do Marty i Helgi dołączyła niedawno młodziutka Anna, która, jak się zdaje, nie zdążyła jeszcze poznać mężczyzny a sir Gregory ma ochotę być tym pierwszym.
W wykonaniu planu następuje mały zgrzyt, kiedy okazuje się, że swawolne panny mają już zalotników - młody łowczy, młynarczyk i kowalik również palą się spędzić dzisiejszą noc w ich towarzystwie. Zapewne zbyt hucznie świętowali Zielone Świątki, gdyż zamiast w pokorze czekać na swoją kolej postanawiają wywalczyć pierwszeństwo w kułaczym boju. Pominąwszy drobny epizod, kiedy (niewątpliwie pod wpływem odurzenia winem) Entenbach próbuje nauczyć Szkota sztuki latania, bohaterowie bez trudu pokazują konkurentom różnicę między synami kmiecymi i rycerskimi.
Wesołe praczki uprzejmie goszczą młodych szlachciców, a gładysz Greyhaven dwornymi słówkami skłania młodziutką Annę ku sobie i z wielką satysfakcją zdobywa jej wianek.
Kolejnego dnia baron każe trzem rycerzom towarzyszyć sobie i zamkowemu koniuszemu, sir Oswaldowi z Marlborough w drodze na pastwisko. Tam mają okazję podziwiać Nigrala - ogiera przepięknej urody i cudownego ułożenia, oczko w głowie zarządcy stadnin Morbray. Jak się okazuje, koń ma być prezentem dla hrabiego Norfolk a w podróży do jego siedziby sir Oswaldowi mają towarzyszyć właśnie młodzi bohaterowie.
Nie zwlekając czterech rycerzy w towarzystwie jednego stajennego rusza wypełnić misję zleconą przez barona. Podróż, już w odległości paru godzin od zamku zakłóca drobny epizod - jakiś hultaj, kryjący się w krzakach, na widok przejeżdżających jeźdźców, rzuca się do ucieczki. Niesiony rycerskim gniewem Entenbach spina rumaka i szarżuje na uciekającego, co kończy marny żywot tamtego. Sir Oswald początkowo udziela ostrej reprymendy pochopnemu Bawarowi, ale kiedy Greyhaven zauważa w pewnej odległości znaki wskazujące na pobyt w lesie nieznanej grupy ludzi, koniuszy łagodzi swe stanowisko. Bez wątpliwości identyfikuje zabitego jako walijskiego bandytę i nakazuje stajennemu powrót do zamku i uwiadomienie barona o tej sytuacji. Reszta nie mitręży czasu i powraca do swojego zadania.
Pod koniec dnia towarzystwo dociera do śródleśnego Opactwa przy Źródle, gdzie zatrzymują się na noc. Opactwo słynie z wyrobu miodów, co budzi zrozumiałe zainteresowanie Entenbacha. Z kolei Greyhaven jest zafascynowany opowieścią mnichów o psujących barcie wróżkach. Rankiem, zaopatrzywszy się na drogę, rycerze ruszają dalej i bez przeskód docierają wieczorem do dużej wsi Windville, leżącej już na ziemiach Norfolka.
Zatrzymują się w oberży, gdzie sir Oswald, po krótkich zabiegach ze strony Leopolda, decyduje się uszczuplić nieco podarowaną mu przez barona kiesę - i kupić nieco więcej wina, niż zwykle spożywa się do wieczerzy. Podchmielone towarzystwo wykorzystuje swe szlacheckie przywileje i zajmuje oberżę dla siebie. Koniuszy śpi w izbie karczmarza a młodzi rycerze w głównym pomieszczeniu - pozostali goście muszą ukontentować się stodołą. Jedynie obowiązkowy McKay decyduje się na nocleg w stajni, żeby mieć baczenie na cennego Nigrala.
Niestety na niewiele się to zdaje - w srodku nocy Szkot budzi się na chwilę jedynie po to, żeby zdążyć spostrzec zmierzającą ku jego głowie pałkę, która pozbawia go przytomności. Rankiem okazuje się, że nie był to przypadek - cenny rumak został zrabowany! Co więcej, nieszczęścia, jak to często bywa, chodzą parami - sędziwy Marlborough w wyniku ataku apopleksji przeniósł się w nocy do lepszego świata.
Skonfudowani, lecz na pewno nie załamani młodzieńcy biorą sprawy w swoje ręce i prowadzą śledztwo, mające wyjaśnić okoliczności kradzieży. Niestety, przerażeni wieśniacy niewiele wiedzą - błagają tylko o litość zapewniając o swej niewinności. W końcu rycerze udają się do miejscowego łowczego, Marka, który z psami ma im pomóc w pościgu za złodziejami.
Ogary z łatwością łapią trop, wskazując konnym drogę przez las. Niestety, wkrótce dobra passa się kończy - z niewiadomego powodu psy zaprzestają pościgu i kręcą się tylko w kółko, popiskując cicho. Wierzchowce również zachowują się płochliwie, utrudniając jeźdźcom ich opanowanie. Pewnego rodzaju wyjaśnienia udziela Mark, który dołącza do nich po pewnym czasie - twierdzi, że to "złe miejsce" i "niedobry las". Tchórzliwy kmieć odmawia też dalszego towarzyszenia rycerzom bez udziału księdza, który miałby ochronić ich przed szatańskimi mocami - ni prośby ni groźby, którymi hojnie szafują bohaterowie nie są w stanie zmienić jego krnąbrności.
Nolens volens, dzielni szlachcice ruszają w dalszą drogę sami. Co więcej, nawet oni zaczynają czuć złowrogą atmosferę ponurego boru. Entenbach dodaje sobie odwagi winem, McKay modlitwą a złotowłosy Anglik szuka otuchy w rycerskim honorze. Narowistość ich spłoszonych wierzchowców oraz słaba znajomość sztuki tropienia mocno spowalnia ich podróż. W pewnym momencie młodzieńcy zauważają leżącą w krzakach młodą dziewczynę. Biedaczka została ewidentnie pohańbiona - co wzbudza wściekłość szlachetnych rycerzy, zwłaszcza, że o ten czyn podejrzewają tych samych obwiesiów, którzy są odpowiedzialni za kradzież rumaka. Udzielają pannie niezbędnej pomocy i zabierają ją ze sobą - ta zdaje się być w ciężkim szoku, gdyż nie reaguje na wszelkie próby porozumienia, choć jest przytomna. Pościg nie postępuje w tych nerwowych okolicznościach gładko - rycerze przebywają niewiele drogi zanim w lesie zapada zmierzch.
Noc w lesie stanowi prawdziwe wyzwanie - nawet dla szlacheckiej odwagi. Pierwszą wartę trzyma Greyhaven - odczuwa momentami dziwny zapach, jakby lawendy, kojarzący się w jego wyobraźni z leśnymi wróżkami. Nerwowo przechadza się wokół ogniska ale oprócz złudnych, zauważanych kątem oka poruszeń, nie udaje mu się zaobserwować niczego konkretnego. Podczas warty następnego w kolejności Szkota jeden z wierzchowców zrywa się z uwięzi i ucieka rżąc dziko. McKay nie decyduje się opuścić kręgu światła rzucanego przez ogień - pozostaje w obozowisku. W trakcie zamieszania nie zauważa jednak, że niespodziewanie zniknęła pokrzywdzona dziewczyna. Podczas gdy czuwa rycerz z Bawarii - niespodziewanie w niedalekiej odległości słyszy rżenie konia, należącego do McKaya. Chyba pierwszy to uśmiech fortuny od wczorajszej nocy w życiu naszych bohaterów. Po nastaniu świtu szlachcice przeszukują okolice obozu - wtedy sir Gregory znajduje bukiecik dzwonków - który uznaje za zły omen i wrzuca w ogień.
Kiedy w lesie jest już dość widno - rycerze podejmują pościg. Co dziwne, w przeciwieństwie do wczorajszego dnia las zdaje się znacznie bardziej przyjazny, tropy ściganych odnajdują się z łatwością, niemalże jakby ktoś wskazywał je szlachcicom, konie są spokojne, wręcz z ochotą wyciągają nogi, a sami rycerze czują przypływ animuszu. Zastanawia ich znaleziony w pewnej chwili wianek upleciony z leśnych fiołków ale ponieważ nie potrafią wyjaśnić tej zagadki - ruszają dalej, zwłaszcza że czują, iż cel jest blisko. Przeczucie ich nie myli - po czasie nie dłuższym niż wprawnemu klesze zajmuje zmówienie Pater Noster, słyszą w przodzie odgłosy wydawane przez ludzi. Słusznie podejrzewając, że to koniokradzi, postanawiają rozstrzygnąć rzecz po rycersku.
Zaskoczone chymzy nie są w stanie stawić skutecznego oporu pancernym jeźdźcom. Natchniony przez świętego Jerzego McKay przyszpila ich herszta rohatyną do drzewa, pozostali dwaj rycerze również biorą dzielny udział w zbożnym dziele pokarania tych, którzy ośmielili się złamać siódme przykazanie. Jednego ze złoczyńców udaje się pojmać żywcem, ale ten nie mówi zbyt wiele. W tej sytuacji bohaterowie postanawiają zabrać jeńca ze sobą aby oprawca hrabiego Norfolk rozwiązał mu język za pomocą swego rzemiosła. Odzyskawszy powierzoną ich pieczy własność barona, wracają do Windville, biorąc ze sobą zwłoki herszta bandy - celem jego identyfikacji, jako iż Entenbach jest przekonany, że widywał go w okolicach Morbray.
Dalsza część podróży mija spokojnie a arystokrata z Norfolk przyjmuje ich łaskawie. Podarunek barona Morbray uznaje za królewski dar i wysłuchuje posłania z ust szlachcica z Greyhaven. Ten co prawda nie wie dokładnie jakie słowa miał przekazać zmarły nieszczęśliwie Marlborough, ale zdaje się na improwizację i nie wygląda na to żeby Norfolk spodziewał się czegoś więcej. Hrabia nakazuje rycerzom przekazać ich seniorowi wyrazy przyjaźni i wdzięczności oraz zaproszenie barona do Norfolk w święto Wniebowzięcia.
Jeśli chodzi o przesłuchanie jeńca - feudał nie wydaje się zainteresowany tym, co bandyta mógłby wiedzieć i nakazuje go powiesić na najbliższej gałęzi. Rycerze wymierzają sprawiedliwość w jego imieniu - przed czym Szkot przychyla się do prośby skazanego i sprowadza kapłana, który udziela obwiesiowi ostatnich sakramentów.
Podczas drogi powrotnej lekki dyskomfort sprawiają rycerzom gnijące zwłoki herszta bandy, które ciągną ze sobą do Morbray - jak się potem okazuje na próżno. Nikt bowiem z domowników barona nie rozpoznaje zniekształconego już przez rigor mortis bandyty.
Ale z poczynań naszej trójki baron zdaje się być bardzo zadowolony - dziękuje im za odzyskanie jego własności i chwali za dworność podczas spotkania z Norfolkiem. Rycerze są zasłużenie dumni ze swej postawy podczas pierwszego zadania wykonywanego dla ich seniora.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez slipu dnia Pon 18:36, 17 Lut 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Unas
Something Rotten



Dołączył: 28 Lut 2008
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Tiffauges

PostWysłany: Wto 0:07, 11 Lut 2014    Temat postu:

Dobra, praczki muszą być. I szkot weselszy Smile



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
slipu




Dołączył: 20 Paź 2008
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 15:45, 10 Mar 2014    Temat postu:

Rozdział drugi
w którym rycerze uczestniczą w turnieju w Norfolk oraz odnajdują zaginonego syna barona.

Trójka bohaterów powraca na karty naszej opowieści w zwykłej, codziennej sytuacji - są zajęci sprawdzaniem zgromadzonych w zamkowej zbrojowni łuków. Asystuje im przy tym dwóch młodych giermków, William i Robert, których rycerze przyuczają w ten sposób do szlacheckiego rzemiosła. Pewne ożywienie budzi pojawienie się córek sir Hugona - Izabeli, Teresy i młodziutkiej Marty - które wychodzą w tym czasie na dziedziniec aby zażyć rozrywki na świeżym powietrzu. Młodzi szlachcice, ni stąd, ni zowąd, zaczynają puszyć się niczym pawie - prężą muskuły, zdejmują kaftany, nawet chłodzą rozgrzane ciała wiadrami wody ze studni. Gdyby nie obecność szlachetnej i nobliwej lady Gryzeldy z Thay, któż wie do jakich występków przeciw obyczajności mogłoby dojść?
Prawdziwie rutynę dnia codziennego burzą jednak dopiero hałasy u zamkowych wrót. Kiedy rycerze sprawdzają powód zamieszania okazuje się, że tutejsze ladacznice - Doris i Becky szukają sprawiedliwości u pana na Morbray. Twierdzą bowiem, iż jeden z synów miejscowego cieśli - Ed, pobił i posiadł gwałtem Chudą Doris, która w wyniku tego jedynie za wstawiennictwem świętej Anny nie straciła oka. Von Entenbach i Greyhaven decydują się wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość. McKay nie jest zainteresowany całą sytuacją, gdyż jego uwagę całkowicie pochłania przebywanie w towarzystwie Izabeli.
Anglik i Bawar udają się co rychlej na podzamcze, do domu cieśli, który w towarzystwie synów zajmuje się swym rzemiosłem. Bez zbędnych ceregieli wyciągają Eda z warsztatu, planując wygarbować skórę popędliwemu słudze. Wywiązuje się przy tym bójka z jego krewnymi, w wyniku której ojciec winowajcy, cieśla Tom, nieszczęśliwie uderza głową w kamień i traci przytomność, zaś sam Ed zostaje ciężko pobity. Mieszkańcy podzamcza, którzy w trakcie bijatyki zdążyli się zgromadzić w pobliżu, nie są usatysfakcjonowani wyjaśnieniami sir Gregory'ego i, co daje się łatwo zauważyć, uważają karę za zbyt surową wobec przewiny a zranienie niewinnego wszak ojca jest w ich oczach niczym więcej jak zbójeckim procederem.
Na reakcję barona nie trzeba długo czekać. Pozbawienie zdolności do pracy dwóch jego sług wzbudza w nim zrozumiałą wściekłość, której daje upust, udzielając solidnej nagany sir Leopoldowi i sir Gregory'emu. Omija ich też, w przeciwieństwie do McKaya, nagroda za przeszłe usługi. Szkot otrzymuje w podarunku od seniora doskonałej roboty miecz, wykuty przez biegłego miecznika z Nottingham. Po paru dniach baron łagodzi nieco swój gniew, przypuszczalnie dlatego, że obaj cieśle powoli wracają do zdrowia. Zawieszone dotychczas nagrody zostają obu rycerzom wręczone - sir Gregory otrzymuje głownię podobnej jakości co Szkot, natomiast podarek dla Entenbacha to beczka wyśmienitego, reńskiego wina. Niestety, trzos, który miał być do niej dołączony, zostaje przeznaczony na odszkodowanie dla pobitych cieśli.
Bawarski rycerz, z właściwą sobie niefrasobliwością, nie przykłada do tego wagi i postanawia spożyć darowany mu trunek w towarzystwie dwóch morbrayskich rycerzy o podobnych jak on upodobaniach - sir Lancelotem z Locksley i sir Brandonem z Darry. Efekt pijaństwa jest łatwy do przewidzenia, choć nie wiąże się z żadnymi reperkusjami poza oczywistym kacem u trójki hulaków.
Kolejne tygodnie mijają jak z bicza trzasł - w końcu nadchodzi dzień, w którym baron Morbray, wraz z małżonką i godnym orszakiem udaje się do Norfolk, zaproszony przez tamtejszego wielmożę na turniej rycerski, do którego to zaproszenia walnie przyczynili się poprzednio nasi bohaterowie. Droga mija spokojnie, jedyną w niej odmianę stanowi spotkanie Czarnego Bękarta - członka bardzo możnego domu Lancasterów. Dołącza on do orszaku i wdaje się w ożywioną konwersację z baronem - o czym, młodzi rycerze nie mają pojęcia.
Turniej w Norfolk gromadzi licznie przybyłych przedstawicieli wszystkich stanów. Gmin raduje się rozdawanym przez hrabiego piwem i baraniną, obserwuje popisy trefnisiów, akrobatów i żonglerów, czyni zakupy u wystawiających swe towary kupców a nade wszystko śledzi popisy uczestniczących w licznych, rozgrywanych podczas turnieju konkursach. Szlachta również z zainteresowaniem ogląda wprawnych łuczników czy zapaśników. Entenbach, choć wzbudza to wesołość części arystokratów, brata się z plebsem próbując swych sił w przeznaczonych dla pospólstwa zmaganiach zapaśniczych. Nie udaje mu się jednak zdobyć upragnionej beczki piwa ani podczas zapasów w dołku, ani w trakcie zapasów w kole. Pokonuje jednak tryumfatora tych pierwszych zawodów, Patryka zwanego Stolinem, w pojedynku na rękę. Pokonane chłopisko, choć wielkie niczym katedra, zalewa się po porażce rzewnymi łzami - na co Bawar okazuje szlachecką wielkoduszność i oddaje biednemu chłopu wygrane od niego srebro.
W tym samym czasie Sean McKay rozgląda się za odpowiednim podarkiem, którym chciałby sprawić przyjemność wybrance swego serca, nadobnej Izabeli i znajduje odpowiadającą jego upodobaniom ozdobę, choć cena, jakiej żąda kupiec, przekracza zawartość jego (chudej wszak)sakiewki. Prosi więc o wsparcie grosiwem swego przyjaciela, rycerza z Greyhaven, a ten, najwyraźniej zirytowany faktem, że Szkot przeszkadza mu w zalotach do urodziwej (mimo szpecącego zeza) lady Doroty z Burrington, pozbywa się natręta za pomocą kilku groszy. Pozostałe rozrywki pierwszego dnia pobytu na turnieju obejmują upijanie się Entenbacha, romanse Greyhavena i irytujące McKaya przedstawienie kukiełkowe, podkreślające zdradziecki charakter Szkotów.
Główną atrakcją drugiego dnia pobytu w Norfolk są gonitwy w szrankach, prowadzone przez szlachetnych i bogatych rycerzy. Nasi bohaterowie, mimo chęci uczestnictwa w tej elitarnej rozrywce, zdają sobie sprawę, że brak im albo umiejętności albo zaplecza majątkowego, by pozwolić sobie na takie ryzyko. Dlatego ograniczają się tylko do kibicowania uczestniczącym w turnieju, bardziej doświadczonym rycerzom z Morbray - sir Lancelotowi, sir Guyowi z Gisbourne i sir Brianowi de Bois-Gilbertowi. Nie stronią też od hazardu, na miarę swych możliwości. Zanim pancerni jeźdźcy zaczną kruszyć kopie w szlachetnej rywalizacji, ma miejsce ciekawy incydent - sędzia zawodów, sir Adam, wyklucza z udziału w turnieju Czarnego Bękarta, znanego z bezkompromisowego postępowania w gonitwach, przekraczającego granice honoru rycerskiego.
Na znak hrabiego Norfolk, rycerze rozpoczynają zawody. Reprezentanci Morbray sprawują się godnie - sir Lancelot i sir Brian pokonują swych pierwszych przeciwników, niestety ulegają kolejnym. Jeszcze większym kunsztem popisuje się Gisbourne - dociera aż do finału, gdzie staje przeciw znanemu Rogerowi de Montfort. Walka między tymi dwoma rycerzami stoi na najwyższym poziomie i wzbudza zachwyt publiczności. W końcu, po dramatycznych zmaganiach, reprezentant Morbray okazuje się zwycięzcą! Budzi to zrozumiały zachwyt świty barona Hugona, choć lekko zmąconej przez fakt, iż morbrayski zbrojmistrz odnosi groźną kontuzję, która eliminuje go z zaplanowanego na kolejny dzień buhurtu. W czasie walk zgromadzona na trybunach szlachta nie stroni od potępianego przez Kościół hazardu - nasi bohaterowie również czynią zakłady - Greyhaven wychodzi na lekki plus, ale Entenbach zgrywa się do cna.
Po raz kolejny rycerze kończą dzień ucztą, romansami i dwornymi rozmowami ale w powietrzu wisi już oczekiwanie na jutrzejszy buhurt, którego nie mogą sobie odpuścić młodzi rycerze.
Następnego ranka rycerze stawiają się konno i zbrojno na turniejowym placu, podzieleni na dwie drużyny wedle następującego porządku - rycerze z Morbray i z Norfolk oraz reprezentujący ród Lancasterów Czarny Bękart walczą ramię w ramię przeciw pozostałym szlachcicom - głównie wasalom Yorków. Kierując się rozkazami dowodzącego ich skrzydłem Bois-Gilberta nasi rycerze zaraz po sygnale trębacza ruszają na upatrzonych wcześniej przeciwników - Entenbach atakuje Wilhelma z Malmesbury, McKay ściera się z Rogerem Bigodem a Greyhaven stawia czoła Edgarowi de Vexin. Mimo iż broń, którą posługują sie rycerze, to specjalnie przygotowane, ćwiczebne egzemplarze z drewna, w walce nikt nie daje pardonu - nad turniejowym placem rozlega się istna bitewna symfonia. Huk oręża tłukącego w tarcze, blachy pancerzy i zastawy przeciwników, kontrapunktowane przez rżenie i kwik koni oraz okrzyki bólu i tryumfu to prawdziwa uczta dla uszu wielbicieli rycerskiego rzemiosła. Silne ramiona rycerzy, władające z wprawą ciężkimi narzędziami mordu w bitewnej praktyce sprawdzają jakość chroniących zdrowie dzieł mistrzów płatnerstwa. Młodzi bohaterowie naszej opowieści sprawiają się dzielnie - jedynie sir Gregory, mimo iż nie szczędzi potu i krwi musi uznać wyższość swego przeciwnika. Upadek młodego rycerza z konia budzi szczery żal zgromadzonych na trybunie niezamężnych szlachcianek, którym wielce miły jest złotowłosy Anglik.
Sir Sean i sir Leopold, natychmiast po zwycięstwach w swoich pojedynkach, ruszają w bój z kolejnymi rycerzami. Niestety, Szkot nie jest w stanie stawić czoła sir Mateuszowi z Alton, a Bawar zostaje pokonany przez sir Adama z Tinchebray.
Mimo, że odniesione kontuzje eliminują młodzieńców z walki, ich drużyna okazuje się finalnie zwycięska - pod koniec ćwiczebnej bitwy, na polu wypełnionym jęczącymi, gramolącymi się z ziemi rycerzami sir Cedryk z Rotherwood musi walczyć z sir Brianem i sir Johnem Falstoffem. Marszałkowie Morbray i Norfolk wykorzystują swą liczebną przewagę, pokonują sławnego przeciwnika i dają zwycięstwo swojej drużynie.
Uczta wieńcząca ostatni z turniejowych dni przebiega w przyjaznej, sportowej atmosferze. Oprócz przyjaźni zawieranych przez niższą szlachtę, swoje przymierze deklarują też obecni wielmoże - rody Morbrayów, Norfolków i Lancasterów mają przypieczętować zawarte porozumienia więzami małżeńskimi. Arystokraci uzgodnili, że dziedzic Morbray, sześcioletni Egbert pojmie w stosownym czasie za żonę córkę hrabiego Norfolk, a córka barona Hugona zostanie wydana za Roberta z rodu Lancasterów. Dla pałającego płomiennym uczuciem Mackaya, który wszak kocha się w pięknej Izabeli, jest to wieść iście hiobowa. Szkot, którego głaz ciśnięty przez Polifema trafił właśnie w głowę, zszokowany przestaje zwracać uwagę na otaczające go wypadki. A te znienacka nabierają nowych obrotów - kiedy baron chce zaprezentować zgromadzonym swego dziedzica, mającego ożenić się z córką miejscowego wielmoży, okazuje się, że Egbert zaginął. Pacholę, nie dość pilnie strzeżone przez piastunkę, poszło gdzieś w las i tam zapewne zabłądziło. Wściekły baron grozi okrutnymi mękami niefrasobliwej niewieście a równocześnie organizowane są poszukiwania zaginionego dziecięcia.
Bohaterowie, jak i inni obecni mężowie ustawiają się w tyralierę i przy świetle pochodni ruszają w ciemny las nawołując i szukając chłopca.
Mimo sprawnej organizacji, przez długi czas wysiłki tropiących nie przynoszą rezultatu. Dopiero gdy znużenie i wątpliwość zaczyna ogarniać (wszak potężnie poobijanych w trakcie dzisiejszego buhurtu) rycerzy, uśmiecha się do nich los. Na leśnym poszyciu znajdują kaftanik, należący do panicza; zaniepokojeni szukają wokół śladów wskazujących na porwanie dziecięcia przemocą, ale nie znajdują takowych. Podążają dalej, pilnie wypatrując kolejnych tropów i stwierdzają, że wiodą one w kierunku prastarego matecznika, nietkniętego chyba jeszcze ludzką stopą. Niezrażeni niesamowitą atmosferą ponurego boru, młodzieńcy krzeszą z siebie rezerwy sił i ruszają na ratunek synowi swego pana. Teren staje się zdradliwie podmokły, ale determinacja rycerzy przezwycięża drobne przeszkody. W niedługim czasie docierają do dziwacznej, niezwykle gęstej i przesiąkniętej złym duchem dąbrowy.
Po kilkudziesięciu krokach otwiera się ona na rozległą polanę - króluje na niej potężny i stary dąb. Niewątpliwie jest on siedzibą jakichś diabelskich mocy, gdyż kiedy tylko dzielna trójka zbliża się do niego, mimo braku wiatru jago gałęzie zaczynają się poruszać a w szumie liści daje się wyraźnie rozpoznać ludzką mowę i słowa "Precz! Precz!". Być może rycerze postanowiliby ustąpić sile nieczystej ale z zauważonej w olbrzymim pniu dziupli słyszą wyraźnie płacz dziecięcia - niewątpliwie Egberta! W tej sytuacji rejterada nie wchodzi w grę. Mimo, że drzewo stara się powstrzymać ratowników swymi szatańskimi sztuczkami - rozpoczyna od bombardowania żołędziami, potem rzuca im kłody pod nogi, i to całkiem dosłownie - jest tylko drzewem - nie zatrzyma zdecydowanych rycerzy.
Wyzwaniem staje się wyciągnięcie chłopca z jego więzienia w dziupli przeklętego dębu. Diabelskie drzewo konsekwentnie stara się przeszkodzić w zamiarach szlachciców - aż ostatecznie stwierdzają oni, że dziupla zaczyna się zamykać, grożąc uwięzieniem dziecka na zawsze! W tej sytuacji nie ma chwili do stracenia - Szkot, przy pomocy przyjaciół, nurkuje w ciemnej czeluści, wyciąga przerażonego chłopca i uwalnia go z zaciskającej się pułapki. Teraz to McKay znajduje się w opałach - przecież otwór, którym mogło przecisnąć się dziecko może być za mały dla dorosłego mężczyzny. W poczynania rycerzy wkrada się panika - Greyhaven o mały włos nie zostaje okaleczony przez Szkota, który sztyletem stara się wyciąć drogę na wolność. W końcu mocarny Entenbach siłą wyciąga sir Seana z dziupli niczym korek z butelki, choć przez chwilę ważą się losy tego czy nie wyciągnie samego ramienia przyjaciela, wyrywając je z barku. Na szczęście wszystko kończy się bez poważnych konsekwencji i cała trójka, wraz z ocalonym Egbertem czym prędzej opuszcza złowrogie miejsce.
Podróż powrotna całkowicie odziera z sił, wyczerpanych dzisiejszym długim dniem, szlachciców. Między ludzi docierają półprzytomni ze zmęczenia - ledwie rozumieją słowa barona Morbray, który zapewnia ich o czekających nagrodach i swej wdzięczności. Jednym, który zachowuje dość przytomności umysłu, choć nie wiadomo czy nie na własną zgubę, jest szkocki szlachcic. Zbierając resztki sił staje przed obliczem swego pana, i jako nagrody prosi ręki jego córki - Izabeli. Zszokowani tak zuchwałą prośbą obecni zamierają w oczekiwaniu... aż siły ostatecznie opuszczają McKaya i osuwa się on zemdlony na ziemię.
Czy baron odda rękę córki ubogiemu Szkotowi? Czy rozpustny Greyhaven będzie musiał ponieść odpowiedzialność za swą frywolność? Ile wypije Entenbach? To tajemnice, na których rozwikłanie śledzący tę opowieść muszą jeszcze zaczekać...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez slipu dnia Pon 16:46, 10 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Unas
Something Rotten



Dołączył: 28 Lut 2008
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Tiffauges

PostWysłany: Pon 23:13, 10 Mar 2014    Temat postu:

Tu taki szkic na szybko... buhurt!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mariusz
Defragmentator



Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 960
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Cloudy Sky

PostWysłany: Wto 6:49, 11 Mar 2014    Temat postu:

Hurra! Wszyscy są praworęczni;P
Zajefajny tumult:-)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Azuria Strona Główna -> Sesje / Kampania Rycerska Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin